Jakiś czas temu odkryłam, że cisza jest ok, że w ciszy można być, rozgościć się i w ciszy możemy usłyszeć szepty życia, znaleźć rozwiązania i siłę, by zacząć działać i zmieniać nasze życie na takie jakie chcemy mieć.
Wcześniej, jak tylko zostawałam sama w domu włączałam telewizor lub radio, dzwoniłam gdzieś, zajmowałam się czymś, sprzątałam, pracowałam, zapraszałam gości. Praktycznie nigdy nie siadałam w ciszy, by po prostu pobyć ze sobą. Właściwie to się ciszy bałam, cisza była dla mnie trudna, i myślę, że dla wielu z nas trudna jest nadal. Szczególnie trudne jest to dla tych osób, które mają za sobą trudne doświadczenia (często jeszcze z dzieciństwa, lub wieku nastoletniego), osób, które wpadły w taki podświadomy nawyk bycia cały czas czymś zajętym, życia szybko i intensywnie, pracowania za dużo (to też moje!), nawyk przekierowywania uwagi na wszystko wokół tylko nie na siebie, oglądania dużej ilości telewizji, słuchania głośnej muzyki.
Ja rozgościłam się w ciszy dopiero gdy wróciłam do siebie, poukładałam swoje emocje. Dziś staram się mieć swój czas w ciszy. U mnie to jest ranek. Wstaję wcześniej, ćwiczę jogę, czasami tylko siedzę z kawą lub idę na krótki spacer i słucham świata. Właśnie w takie ranki odkryłam, że ptaki śpiewają u nas cały rok. Ciekawe … wcześniej tego w ogóle nie zauważałam.
Dzisiaj jak mam problem, łapie mnie lęk, nie wiem co zrobić, idę na spacer w ciszy i przychodzą rozwiązania. Gdy pracuję czy czytam już nie ma w tle telewizora, nie gra muzyka. Dbam o siebie – nie za dużo bodźców na raz. Bycie w ciszy, to ważny element bycia ze sobą, w kontakcie z ciałem i emocjami. Wcześniej kompletnie nie moje, dzisiaj naturalne.
Jestem dziś pewna, że jeżeli chcemy coś zmienić w naszym życiu, zacząć robić inaczej, wprowadzić nowe nawyki, przyjrzeć się emocjom które są dla nas trudne, to bez ciszy to się nie uda. To w ciszy zaczyna się trwała zmiana, to tam można usłyszeć podpowiedzi od życia, usłyszeć jak to ja nazywam jego szepty.